Dawno niewychodziłem z jaskini...Czułem smutek ale też złość i zakłopotanie... Postanowiłem się przejść..Spotkałem jakąś łądną wiczycę..Była młodsza odemnie... o gdzieś tak 3 lata... -Hej..Znamy się ? -Tak!..to znaczy nie.. -Należysz do tej watahy- powiedziałam patrząc na nią cuzjnie -Tak !..A ty jak masz na imię! Zachowywała się jakby widziała wilka po raz pierwszy -Jesteś bratem bethan ?! -Zadajesz strasznie suzo pytań.. -A odpowiesz..? -Mam na imię River..I nie..Bethan nie jest moją siostrą... -Ja jestem Rossa... -Ładne imię.... Ziemia zaczeła się trzęść...To było trzęsienie ziemi....Gruzy zaczeły na nas lecieć..Bo staliśmy pod górą... Nagle jeden kamień upadł na jej skrzydło.. -River!!..Niemogę lecieć..Pomóż!! -Spokojnie!! Zamknełem oczy..Czas się spowolnił..skały leciały taak wooolnooo.. Wziołem ją na plecy i zaczełem lewitować..odleciałam z nią na łąkę... -Dzięki... -Niema za co... Spojrzała na mnie z namysłem... nagle dała mi całusa w policzek podziękowała i posżła do lecznicy.. Była tam Sharon...Spojżałem na nią i na Rossę obie patrzały na mnie z maślanymi oczami ,,O mój boże !..Obie się we mnie zabujały..'' - pomyślałem.. -heh..heh..Ja..ja muszę już iść ! - opowiedziałem i pobiegłem |
||
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz