piątek, 11 stycznia 2013

Od Mejsi-poród

Szłam lasem rozmawiając ze zwierzakami idącymi za mną. Dzień był piękny nagle podleciał do mnie Zanna.
- Hej gdzie się wybierasz?- spytał rozpromieniony
- Przejść się idziesz ze mną?
- Jasne
Szliśmy i gadaliśmy dość długo aż nie zauważyliśmy, że nie jesteśmy już na terenie watahy.... byliśmy daleko od niej i na nasz pech zaczeła lać ulewa ciężko było cokolwiek zobaczyć i jeszcze do tego mgła. Całkiem się zgubiliśmy
- Gdzie my właściwie jesteśmy?- spytałam już wyczerpana marszem
- Nie mam pojęcia nic tu nie widzę
- Ałć
- Co się stało?!- spytał zdenerwowany Zanna
- Nie nic to przez zmęczenie trochę mnie zabolał brzuch
- Ale.... ty.... ty nie rodzisz prawda?- spytał blady Zanna
- Nie coś ty na pewno bym poczuła gdybym miała za chwilę urodzić
- To dobrze- powiedział z ulgą Zanna- Dasz radę dalej iść?
- Tak dam, a gdzie właściwie teraz przenocujemy?
- Nie wiem znajdziemy jakieś schronienie, a jutro poszukamy drogi do domu
- Dobrze
Szliśmy z 2 godziny po czym stanełam jak wryta
- Chodzi widze tam coś może to jakaś pomoc już Mejsi wiem, że bolą cię nogi, ale spróbuj jeszcze przejść ten kawałek
- Zanna?
- Tak?
- Pamiętasz jak mówiłam ci, że dziś nie urodzę?
- Tak pamiętam
- No to chyba się myliłam ja ja- nie dokończyłam tego zdania zaczełam jęczeć z bólu właśnie rodziłam w jakimś nie znanym lesie we mgle
- O nie tylko nie teraz!- Zanna wyglądał jakby miał zaraz zemdleć wzioł mnie ja grzbiet
- Co ty robisz!!!!- wyjęczałam z bólu
- Tam może być jakaś wataha pomogą nam!
Biegliśmy 2 kilometry. Zanna się nie pomylił faktycznie była to jakaś wataha wilków Zanna ze mną na grzbiecie szybko podbiegnoł na ich terytorium
- Co ty tu robicie o tej porze?!- spytał groźnie jeden z pilnujących terenu wilków
- Moja żona rodzi chcieliśmy aby jeden z waszych medyków zajoł się nią!
- Nie ma mowy niedawno była tu wojna więc nasi medycy są bardzo zapracowani muszą zajmować się naszymi wilkami, a nie jakimiś obcymi co myślą, że mogą tu tak włazić
- Panowie proszę, a gdyby wasze żony zaczeły rodzić w taką pogode daleko od watahy w jakimś ciemnym lesie?
- My nie mamy żon, a teraz jazda bo porozmawiamy inaczej
- Zanna postaw mnie na chwilę- wyjęczałam
- Ale po co?!
- Postaw- krzyknełam cała obolała Zanna postawił mnie na ziemi, a ja ledwie podeszłam do samców
- Słuchajcie mnie! Nie wiecie jaki to ból urodzić takie dzieci! Albo mi załatwicie schronienie i medyków, albo urodzę dzieci tu na środku watahy
- Ona nie żartuje
- Wasz wybór
- No dobra chodzicie za nami
Samce nieśli mnie na grzbiecie do malutkiej zimnej jaskini była tam wilczyca wyglądała tak:
http://www.nasze-magiczne-wilki.pun.pl/_fora/nasze-magiczne-wilki/avatars/4.jpg
- Połóżcie ją przy ścianie i wszyscy wyjdzicie jest bardzo zmęczona boje się, że nie urodzi tych dzieci i umrze
- Co?!- spytał Zanna
- Proszę wyjść!!!!- Wszyscy wyszli z jaskini po 4 godzinach wilczyca zawołała Zanne i dwóch samców.
Zanna nie pewnym krokiem wszedł do jaskini. Leżałam tam ja z 4 malutkimi kuleczkami
- To są nasze dzieci?- spytał Zanna
- Tak śliczne prawda?- spytałam słaba
- Tak najpiękniejsze!
- To takie piękne- powiedział jeden z samców ze łzami w oczach. Po chwili wszyscy spojrzeli się na niego jak na dziwaka i się ogarnoł
- Mejsi jest jeszcze słaba miała bardzo ciężki poród i niestety dwa wilczki nie przeżyły, a te są naszczęścię zdrowe
- To okropne.... ale dobrze, że te cztery żyją
- Tak gdybyście tu nie przyszli to i ona i szczeniaki by nie przeżyły- powiedziała samica- Jak chcecie je nazwać?
- Samiczki to będą Kiilyouko i Lizzie- powiedziałam
- A samczyki to Bruno i Riven
- Zostańcie na noc tutaj juro wróćcie do swojej watahy, a teraz chodzicie chłopcy zostawimy tą rodzinkę samą niech się nacieszą po takich przeżyciach. Noc mineła dobrze nad ranem wróciliśmy do watahy tam bardzo zaskoczeni przyjaciele nas przywitali....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz